Pamięć przywołuje od razu jeden z mniej znanych filmów François Truffaut – „Miłość Adeli H.” Chodziło naprawdę o Adelę Hugo (najmłodszą córkę Victora Hugo), która ukrywa się pod zmienionym nazwiskiem, daleko od domu, dokąd przybyła odzyskać miłość pewnego porucznika. Truffaut pokazał niezwykły portret kobiety zdeterminowanej, gotowej na wszystko (pamiętajmy, że jest wiek dziewiętnasty!), uzupełniając obraz archiwalnymi listami czy notatkami policyjnymi, przez co staje się zrozumiała i bliska.
Agnieszka Holland przed nikim się nie ukrywa, ale cały film Jacka Petryckiego i Krystyny Krauze – „Powrót Agnieszki H.” przypomina trochę proces śledczy – próbę dotarcia do sedna, a mianowicie do zrozumienia, kim jest Agnieszka Holland bądź jak mawiał Stanisław Latałło, by „zjeść jej mózg”.
Powrót pierwszy
Agnieszka Holland powraca do czeskiej Pragi, gdzie studiowała reżyserię. Wpływ czeskiej kinematografii i kultury w ogóle miał na jej twórczość olbrzymi wpływ. Reżyserka odkrywa przed nami swoje artystyczne fascynacje, widzimy fragmenty jej szkolnej etiudy – nagle, w tym kontekście, jej własne filmy zyskują nowy, pełniejszy wymiar.
Powrót drugi
Reżyserka powraca do Pragi, by zrealizować „Gorejący krzew”. Jest to więc powrót do czasów komunistycznych. Zyskujemy obraz dwuwymiarowy: widziany oczami młodej studentki i dojrzałej reżyserki. Odwiedzamy nawet celę więzienną, w której przesiedziała miesiąc, a nie kilka miesięcy, jak jej się wówczas wydawało – swoją wyolbrzymioną martyrologię kwituje jednak z dystansem i uśmiechem, zupełnie à la tchèque.
Powrót trzeci
Agnieszka Holland powraca do własnej, osobistej przeszłości. Tym razem to ona sama staje przed kamerą, a przygląda się jej Krystyna Krauze i Jacek Petrycki, autor zdjęć do wielu jej filmów. Ciekawe odwrócenie ról. Przy tym reżyserka nie jest sama, towarzyszą jej koledzy ze szkolnej ławki: Andrzej Koszyk i Andrzej Zajączkowski. Są jak trójka turystów, która wyrusza w podróż sentymentalną do studenckich czasów. Odwiedzają bliskie im kiedyś miejsca, wspominają.
Ze wszystkich tych podróży wyłania się bardzo ciekawy portret Agnieszki Holland. Jest to więc portret reżyserki, której indywidualny głos w kinie staje się bardziej zrozumiały. Polski film autorski cechuje często długie, statyczne otwarcie, spokojne wprowadzenie głównego bohatera. Wystarczy zobaczyć kilka pierwszych minut któregokolwiek filmu Holland, by od razu wejść w wir wydarzeń i poczuć wpływ czeskiej formacji.
Jest to również portret osobowości. Choć cały film jest utrzymany w lekkiej atmosferze, to między żartami padają mocne słowa. Agnieszka Holland jest świadoma, jak bardzo system komunistyczny zniszczył w ludziach poczucie hierarchii wartości: „taki relatywizm w ogóle mi nie odpowiada” mówi stanowczo.
Ale jest to także portret niezwykle ciepłej osoby. Dzięki Jackowi Petryckiemu i Krystynie Kos-Krauze rzeczywiście mamy szansę poznać Agnieszkę Holland jako osobę, nie tylko jako artystkę, zrozumieć jej drogę życiową. Poznajemy osobę, do której z miejsca czujemy sympatię; a już na pewno staje się zrozumiała, bliska i ludzka.
(tekst: Alicja Rosé)
Film w reżyserii Krystyny Krauze i Jacka Petryckiego.