Powrót z zimowej podróży, czyli koniec „Obławy”
Światłoczuła Trasa
Powrót z zimowej podróży, czyli koniec „Obławy”
05-08.12.2012
Marcin Krzyształowicz, który towarzyszył nam w ostatniej trasie postanowił podzielić się z nami swoimi wrażeniami.
Nie mogłem sobie wymarzyć lepszej pointy dla „Obławy”, jak podróż z nią w te rejony Polski, w których łatwiej spotkać byłego partyzanta niż otwarte kino. Niestety, są jeszcze takie miejsca i odwiedzenie ich jest rodzajem lekcji życia dla kogoś, kto ma wszystko pod nosem. Dlatego po czterech dniach przygody ze światłoczułą – czuję się bogatszy o te wszystkie rozmowy w ciasnych wnętrzach, z prowizorycznie zasłoniętymi przed światłem oknami i niebotyczną ilością krzeseł. Za każdym razem siedzieli na nich ludzie skupieni i wpatrzeni w ekran, jak w okno do innego świata. W takich sytuacjach, chce się powiedzieć, rośnie serce u każdego, kto robi kino, bo wreszcie mamy kontakt z prawdziwym WIDZEM, który nie ma tylko nastawienia konsumpcyjnego do naszej pracy. Widza, który oczekuje przeżycia, a nie towaru za cenę biletu. Dla kogoś, kto zajmuje się filmem autorskim – takie spotkanie jest bezcenne, bo uzmysławia wagę problemu jakim jest kino, nie tylko dla nas – twórców, ale dla ludzi, którzy na nie czekają. Dla mnie wynika z tego spotkania również jakaś większa odpowiedzialność za wybór tematu i sposób jego przedstawienia. To nie jest zabawa z krytykiem, czy wyrobionym odbiorcą, to raczej unikalne zagoszczenie w czyimś domu, przyjście w gościnę i przyniesienie prezentu, jak w starych, dobrych czasach, gdy było w nas wszystkich więcej serdeczności i zwykłej nadziei na lepsze jutro. Kiedy przyjeżdża się do widzów w więziennych drelichach, albo do widzów w skromnych ale odświętnych ubraniach – formuła filmu jako prezentu, jest czymś głęboko prawdziwym i nie podszytym doraźną kalkulacją. W takim momencie chyba najpełniej rozumie się jednoczącą siłę kina i wiarę, że poprzez ekranową fikcję można cokolwiek zmienić. W każdym razie we mnie, te cztery dni podróży z „Obławą” na pewno coś zmieniły, bo zobaczyłem „swoich” widzów, usłyszałem jak myślą i co czują. To bezcenne doświadczenie, nieporównywalne z uznaniem profesjonalnego środowiska. Nieporównywalne nawet z otrzymaniem nagrody, bo dotykające czegoś absolutnie pierwotnego: sensu uprawiania sztuki rozumianej jako dialog, jako współbycie z sobą bez względu na różnice intelektualne, czy światopoglądowe. O taki rodzaj kontaktu warto się starać, organizując wędrówki ze współczesnym polskim kinem. Może chociaż przez chwilę zatroszczymy się w ten sposób o naszą wspólnotę i pobędziemy razem.
Analizując dokładniej minione cztery dni, nie mogę nie wspomnieć o świetnych młodych ludziach, którzy odpowiadali za właściwy przebieg naszej filmowej przygody. Wszystko było znakomicie dograne i każde kolejne spotkanie w widzami dawało mi poczucie, że tradycja kina objazdowego jest wciąż bardzo popularna. Ludzie chcą oglądać nie tylko rozrywkowe produkcje, nie tylko te związane z prostym pojęciem przyjemności, ale także takie, które kojarzą się z pewnym wyzwaniem intelektualnym, a co za tym idzie wysiłkiem poznawczym. Wszystkiemu musi jednak towarzyszyć odpowiednia oprawa, a za tą byli odpowiedzialni moi Towarzysze. Wywiązali się ze swojego zadania znakomicie! Dlatego podsumowując naszą podróż, muszę podkreślić, że z jednej strony jestem szczęśliwy z powodu znalezienia się w zacnym gronie Twórców zaproszonych do udziału w „Polsce Światłoczułej”, a z drugiej – bardzo pozytywnie zaskoczony entuzjazmem moich młodszych Kolegów, dla których pokazywanie polskich filmów to prawdziwa misja. Myślę, że w takich warunkach przedstawianie własnej twórczości – to czysta frajda dla każdego filmowca.
Marcin Krzyształowicz – reżyser, scenarzysta
Aktualności